WYJAZDY - BEZMIECHOWA - I Wyjazd ASW (02-10.11.2013)
yacek - 2013-11-07, 21:51
Odprawa 9.00. Decyzja zapadła, że "pogoda jaka jest każdy widzi, ale wyciągamy i czekamy z wyciągniętymi" ;) Uzbroiliśmy szybowiec i przygotowaliśmy wszystko, co było niezbędne do zorganizowania latania. Z góry nie wyglądało to najgorzej, wiało całkiem dobrze i kierunek wiatru nawet się zgadzał. W pewnym momencie instruktor rzucił: dobra, to lecimy! Na odprawie umówiliśmy się, że w związku z bardzo namoczonym lotniskiem nie będziemy robić wielu krótkich lotów, tylko bieganie po mokrej trawie i zakopywanie się szybowcem w błocie ograniczymy do minimum starając się zrobić tak, żeby to było kilka długich lotów.
Góra zweryfikowała nasz zapał...
Na pierwszy (i de facto ostatni) ogień poszedł Karol. Po około minutowej nierównej walce w powietrzu bardzo blisko zbocza od razu skierował się do lądowania.
I to tyle jeśli chodzi o lotnicze przygody dziś. Cały dzień deszcz trochę padał i było STRASZNIE zimno. Może to i dobrze, że nie polataliśmy - i tak już parę osób pociąga nosami.
Poniżej fotka z czynności po lotach związanych z lataniem w takich warunkach. Czyszczenie dołu kadłuba z błota:
Jutro jest dla wielu z nas ostatnim dniem tej wyprawy, zobaczymy co z tego będzie. Chcielibyśmy być optymistami, ale po trzech nielotnych dniach (*prawie* z wyjątkiem dziś) jest ciężko. Ale nie dajemy się! Jutro odprawa o 8.00 i pomimo zapowiadanego zamglenia będziemy walczyć. Nawet jeśli będzie to polegało na piciu kawy w oczekiwaniu na przejście mgły :)
Lyku - 2013-11-07, 22:33
Nie pękajcie, jak dotąd te pesymistyczne prognozy się sprawdziły, a na jutro kierunek wiatru wymarzony, w porywach do 15 m/s (chłopaki mówili, że do 12 m/s Arizona) zatem żagiel będzie. Max. 6/8 pokrycia no i bez deszczu - nie zaśpicie, to polatacie.
Pozdrawiam, Łyku
yacek - 2013-11-09, 00:29
Było pięknie! Ale nie mam siły pisać relacji, niedawno temu wróciłem z Bezmiechowej do Warszawy i padam na twarz, a jutro kupa roboty. Trzymajmy kciuki za Mariana, Łukasza, Bartosza i Tomka - oni zostali jeszcze na miejscu i będą jutro walczyć o nalot żaglowy i starty grawitacyjne.
Pozdrawiam :)
yacek - 2013-11-10, 17:15
Żeby zachować ciągłość napiszę parę słów o ostatnim dla mnie, Mateusza i Karola dniu wyprawy.
Zaczęło się zgodnie z planem, odprawą o 8.00. Początkowo nastroje byłe mieszane, pomimo zupełnego braku zapowiadanej przez prognozę mgły. Stok był rzeczywiście jeszcze dość mokry i póki co nie wiało wystarczająco mocno. Na szczęście wszelkie wątpliwości rozwiał sms od Arka (szefa technicznego), w którym delikatnie zasugerował, żeby wyłożyć wszystko, a on za chwilę dojedzie.
No to jazda! Warunki były bardzo zmienne, raz udawało się jak z procy wstrzelić w żagiel, a innym razem sturlać się praktycznie prosto do lądowania. Żywioł :)
Na żaglu pośmigali chyba prawie wszyscy - już nie pamiętam dokładnie. Oprócz tego Tomasz dokończył zadanie na start grawitacyjny wykonując dwa samodzielne loty na piracie. Ci, którzy polatali na żaglu mogli doświadczyć wzmożonego ruchu przy zboczu - tego dnia dojechało kilku pilotów z innych aeroklubów. W pewnym momencie wzdłuż grani śmigało chyba nawet 6 szybowców :) Ja nie miałem tej przyjemności, ale może koledzy się wypowiedzą jak ich wrażenia.
Bilans dnia zdecydowanie NA PLUS! O ile dobrze pamiętam nie było niezadowolonych twarzy po lotach :) na koniec jeszcze odprawa, podsumowanie i uzupełnienie dokumentów.
A potem w samochód i do Warszawy. Z wielkim bólem, ale musiałem opuścić Bezmiechową razem z Mateuszem i Karolem. Na pewno tam wrócę.
Poniżej fotki wykonane tego dnia przez Tomka.
Na ostatnich widać jak pięknie Karol z Arkiem w puchaczu zakończyli dzień lotny latając na już praktycznie laminarnym żagielku przed zachodem słońca. Pozazdrościć!
A ja właśnie jadę wywołać kliszę, którą wypstrykałem na tym wyjeździe. Jeśli coś ciekawego z niej wyjdzie to na pewno wrzucę tu fotki.
Pozdrawiam!
Lyku - 2013-11-10, 20:22
Hej,
uzupełniając: 2 dni, 5 lotów, 1:25 h łącznie i wpis startu grawitacyjnego. Jasne, że jestem nienażarty - jak zapewne wszyscy - ale jakby nie patrzeć, polatać w listopadzie...a co, sezon się nie kończy ;)
Ł.
Anonymous - 2013-11-11, 09:53
FARCIARZ! Mi wyszło 6 dni, 3 loty, 50min i żadnego wpisu. Ale nie narzekam, bo bardzo miło spędziłem urlop :)
Wrzucam obiecane wcześniej fotki z Zenita:
Ten widoczek już pojawił się wcześniej na zdjęciu z telefonu:
Pierwsze rozejrzenie się po okolicy:
Pierwszy z trzech nielotnych dni - wycieczka nad Solinę:
Najzimniejszy dzień całego wyjazdu:
Na zdjęciu wiatru nie widać, ale uwierzcie, że chłopaki nie schowali się za rogiem bez powodu :)
Odprawa:
Start prosto na żagiel:
Chłopaki pilnują, żeby Bocian sam nie odleciał - tak wiało:
Wzmożony ruch na lotnisku (ktoś wyłączył wiatr i szybole zaczęły spadać:) ):
Obsługa wciągarki szybowców:
No i na koniec jeden z ostatnich piątkowych lotów (widać radość na twarzy!)
yacek - 2013-11-11, 09:54
Nooo, to oczywiście byłem ja :)
Lyku - 2013-11-11, 11:01
..no chyba faktycznie farciarz ze mnie, bo powinienem napisać: 2 dni i 2 lotne. Pogoda się Wam popsuła - za wcześnie marzanny z szaf powyciągali.
Fajne fotki z poczciwego Zenita :)
Marian - 2013-11-11, 12:46
No i jeszcze relacja z ostatniego dnia - może ktoś wrzuci jakieś fotki...?
Początek ostatniego dnia naszego pobytu w Bezmiechowej (teraz już tylko nas czterech – Tomek, Łukasz, Bartosz i ja) nie był zbyt optymistyczny. Na niebie ani śladu błękitu, a niskie chmury zdradzały wszelkie objawy kataru… Do tego krzak przy oknie Laboratorium – Sali odpraw – nie wykazywał żadnych tendencji do „zapracowania”… O 9-tej zebraliśmy się jak co rano i okazało się, że ocena pogody dokonana przez Wojtka i Szymona nieco różni się od naszej, w związku z czym od razu powędrowaliśmy do hangaru szykować sprzęt i jeszcze przed 10-tą zepchnęliśmy po ścieżce pierwszy szybowiec …
Stopniowo warunki zaczęły się poprawiać (co w tej okolicy oznaczało nasilanie się wiatru do prędkości nakazującej głębsze naciągnięcie czapek na uszy), co pozwoliło zepchnąć Tomka w Piracie, a następnie zabranie się na żagiel (tego dnia Tomek wykręcił czas dnia – 2h 15 min., a do tego 900 m wysokości i nawiązanie kontaktu z falą). Łukasz i Bartosz w Piratach dokończyli starty grawitacyjne, a Bartosz i ja dołożyliśmy jeszcze po ok. godzinie instruktorskiego żagla. Dzień zatem okazał się udany i stanowił dobre zakończenie tygodniowego pobytu w Bezmiechowej. Opady zapowiadane na noc i słabe prognozy wietrzne na niedzielę utwierdziły nas w planach powrotu już tego wieczoru do Stalowej (co też wykonaliśmy, odwiedzając Kleopatrę, a następnie przy kilku piwkach kreśląc w Ciemni plany wiosennego przelotu do Bezmiechowej… ).
Jak na pierwszą aeroklubową wyprawę w góry w „czasach nowożytnych” wyjazd był bardzo udany. Pomimo tego, że trzy dni zabrała nam pogoda, wszyscy, którzy wzięli udział w tym wyjeździe (Karol, Mateusz, Łyku, Tigit, Tomek, Jacek, Łukasz i ja oraz Ewa „na pół chwili”) odbyli serię lotów, wszyscy mieli możliwość polatania na żaglu (niektórzy również samodzielnie), większość zrobiła uprawnienie do startów grawitacyjnych no i zasmakowaliśmy latania w otoczeniu i warunkach zgoła innych od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. Udało się to wszystko przede wszystkim dzięki dobrej organizacji i zaangażowaniu kolegów z Bezmiechowej, zwłaszcza Arka, Szymona, Wojtka i Czarka. Cały czas panowała fajna atmosfera, pomimo tego, że nasi instruktorzy mieli z nami parę cięższych chwil (Szymon – wiesz co mam na myśli ) i wykorzystaliśmy maksymalnie wszystko to co zaoferowała pogoda. Zaczynamy już planować kolejny wyjazd…
Vex - 2013-11-12, 08:36
To ja jeszcze dorzucę coś od siebie.
Przeglądając pogodę, sobota była ostatnim dniem, w którym miałem jeszcze szanse załapać się na żagiel. Poprzednie dni nie były dla mnie łaskawe. Tylko ja i Bartosz przez cały tydzień nie mogliśmy się zabrać ze zbocza. Wykonałem za to kilka ćwiczeń esowania przy zboczu, a jako że miałem skończone ćwiczenia lotów żaglowych na Żarze, to instruktor podjął decyzję, że mogę spróbować lecieć Piratem.
Wypychając szybowiec na ścieżkę grawitacyjną, wiatr nie wydawał się rewelacyjny. Śmiał bym twierdzić, że było nawet gorzej niż w dniach poprzednich, natomiast od instruktora usłyszałem: "Piratem się załapiesz i będziesz latał". Cóż mi pozostało. Zamknąłem owiewkę i zepchnęli mnie z góry. Pierwszy es standardowo w prawo...trzyma zerko...za chwilę +1. Odwijam w stronę ośrodka -0.5, ale zaraz po przyklejeniu się do zbocza znowu +1. Robię jeszcze jedną "pętelkę" i wyraźnie zaczynam wychodzić ponad grań. Pierwszy raz widzę co jest po drugiej stronie zbocza! 200m, 300m ( nad poziom lądowiska dolnego ) i zaczynam coraz odważniej wypuszczać się wzdłuż zbocza nad lasy. 400m, 500m, 600m i cały czas 1-2m do góry. Coś mi tu nie gra...latam po zboczu, ale to już nie może być żagiel ( Arek wspominał, że u nich żagiel występuje do wysokości ok 300m nad grań). Myślę sobie, że to musi być już zalążek fali, co w moim mniemaniu potwierdzają silne turbulencje (jakich jeszcze do tej pory przez tak długotrwały czas nie doznałem). Nieprzyzwyczajony do takiej jazdy, przez chwilę nawet rozważam lądowanie, a później już zaczynam sobie przypominać po co pilot lata w czapce. 700m i nagle cisza. Szybowiec leci jak by wisiał zaczepiony na sznurku. Całkowite masełko, a na wariometrze 1m/s do góry. Puściłem drążek, zdjąłem nogi z pedałów, a wszystkie przyrządy zastygły w bezruchu. Przez chwilę wyglądało to tak jak by się zawiesiły :) W końcu mój błędnik zaczął dochodzić do siebie. Poleciałem po prostej jeszcze dwie minuty i zacząłem się zatapiać w sufit...niefajnie, a noszenie rośnie. Otworzyłem całe hamulce i odwijając w w stronę grani i lądowiska zjechałem na około 700 metrów. Niestety drugi raz na falę już się nie zabrałem. Czego bym nie robił, na wariometrze wskazówka wciąż wskazywała minus 0.5-1 m/s i tak do ok. 300 metrów, gdzie spotkałem jeszcze trzy inne szybowce (drugi Pirat, Puchacz i Bocian).
Polataliśmy tak w stadku jeszcze ok. godziny i nagle jak by ktoś prąd wyłączył. Znowu minus 0.5, minus 1 m/s, a wysokości już niedużo. Dodatkowo słyszę, że do lądowania zgłosił się Pirat, a zaraz za nim Bociek. Niedobrze...lądowisko ciasne, umiejętności jeszcze wątpliwe, a w Piracie nawet sprawny hamulec na kółko po zatrzymaniu praktycznie nie istnieje. Mając przed oczami złowrogą wizję wjazdu ogonem do lasu, zgłosiłem chęć lądowania zaraz za Bocianem. Bociek na ziemi, a ja jeszcze esuję już poniżej ścieżki grawitacyjnej. Na szczęście Szymon ( nasz instr. ) przytomnie szybko zarządził, aby Bociana od razu przestawić za strzałę, robiąc mi miejsce do lądowania. Odetchnąłem, odszedłem w dolinkę i jak nigdy dotąd wylądowałem tuż za strzałą zatrzymując się na płaskim. Taki miły akcent na zakończenie tegorocznego wyjazdu do Bezmiechowej.
Anonymous - 2013-11-12, 22:00
krótko bo krótko ale Miras też tam był! Z rodzinką, rekreacyjne. W niedziele. Obejrzeć "osobiście tymi "ręcami" karczowane w każde wakacje południowe zbocze... W połowie lat 90-tych" Niewiele osób to pamięta...
|
|
|